Recenzja filmu

Hit Man (2023)
Richard Linklater
Glen Powell
Adria Arjona

Natural Born Lovers

Linklater po Coenowsku zagęszcza sieć wzajemnych połączeń i sprzecznych motywacji, próbując zuniwersalizować dylemat głównego bohatera; pokazać, że wrodzoną, "prawdziwą" osobowość i odgrywaną
Natural Born Lovers
Nie wierzcie prorokom prywatyzacji. W Hameryce, jak i w tej naszej Polsce, za pensję z uniwerku nie pożyjesz. No chyba że, tak jak Gary Johnson (Glen Powell), zgłębiłeś sekretne techniki "multitaskingu". Przed państwem nasz protagonista: rano tatusiowaty wykładowca filozofii i psychologii na Uniwersytecie Nowego Orleanu, po południu, za sprawą smykałki do elektroniki, półetatowy instalator kamer oraz podsłuchów dla miejscowego komisariatu. Spokojny domator, który perfekcyjnie wyprasowaną koszulę zawsze wpuszcza w opinające tyłek chinosy. Hobby? Czytanie książek i dokarmianie ptaków. Kondycja psychiczna? Poczciwe zadowolenie z życia. Powodzenie u kobiet? Kilka lat temu miał dziewczynę, ale coś nie pykło. Słowem: typowy wielkomiejski Everyman z nieprzeniknioną twarzą, a dla zręcznego scenarzysty – bohater, który swoim opanowanym uśmiechem aż prosi się, żeby go skrzywdzić. 


Na całe szczęście w rolę kata wciela się tu Richard Linklater – jeden z tych, którzy komfort życia łamią zazwyczaj dla napędzenia romantycznych opowieści o kondycji współczesnego człowieka. W "Hit Manie" codzienność stoickiego normalsa wywróci do góry nogami niespodziewany awans. Do niedawna policyjny technik za biurkiem, od teraz Gary przenosi się w teren, działając pod zmyśloną przykrywką płatnego zabójcy. Pomysł rodem z "Raportu mniejszości" – nasz bohater odgrywa rolę mordercy do wynajęcia, czeka na przekazanie koperty z pieniędzmi, a na koniec zawija niedoszłych klientów do paki. I, wbrew wszelkim oczekiwaniom, jest w tym zabójczo skuteczny.

W pisaniu scenariusza Linklaterowi asystował Glen Powell. Ten zdawałoby się nieistotny niuans ma jednak spore znaczenie dla finalnego kształtu "Hit Mana". Fabuła filmu, często kosztem wewnętrznej spójności, zamienia się w wodewilową scenę do aktorskich metamorfoz, uwypuklając wciąż nierozpoznany szeroko potencjał Powella. Koncert nieskończonych przeobrażeń przypomina taktykę z "Holy Motors" w wersji "Hollywood mainstream" – każde kolejne zlecenie wymaga nowej tożsamości, w pełni dostosowanej do potrzeb i charakteru klienta. Stąd też ułożony Gary przebiera w korowodach fikcyjnych akcentów, kostiumów i charakteryzacji; raz będzie pewnym siebie amantem, raz ekscentrycznym dziwakiem, raz zwulgaryzowanym redneckiem z południa. I nawet jeśli próżno szukać fabularnego uzasadnienia dla takiej liczby rozciągających metraż Powellowskich transformacji, na wdzięczącego się do kamery aktora patrzy się z wystarczającą frajdą, by maruderskie pretensje o strukturę wyrzucić przez lewe ramię.

Inna sprawa, że "Hit Man" oferuje znacznie więcej niż przyciągającą oko popisówę. Podstawą skryptu komedii kryminalnej jest przecież konflikt, a ten pojawia się wraz z rozbrajająco atrakcyjną klientką Madison (Adria Arjona). Bezradna w relacji z toksycznym mężem oraz przestraszona opłacanym zleceniem na jego zabójstwo, rozmiękcza serce Gary’ego na tyle, by ten po raz pierwszy podważył swój profesjonalizm i puścił ją wolno. Od tego momentu życie bohatera rogałęzia się na trzy niezależne osobowości: akademickiego nudziarza jeżdżącego Hondą Civic, policyjnego stróża moralności oraz Rona, charyzmatycznego serial killera odgrywanego na potrzeby kiełkującego romansu z Madison. Wypisz wymaluj freudowskie id, ego i superego, rozłożone przez Linklatera na sytuację osobistą, zawodową i społeczną. 


"Hit Man" będzie zresztą regularnie szukał paralel łączących mądrości z podręcznika akademika z komediowo rozgrywanym zagubieniem we własnym "ja". Czego tu nie ma! Nietzscheańskie "życie niebezpieczne", "Społeczeństwo spektaklu" Guya Deborda, debata nad psychologiczną zdolnością do zmiany osobowości i "świadoma podmiotowość" jako pocieszający konstrukt albo jednostkowy wybór. I zanim rzucicie się w komentarzach na pseudointelektualnego krytyka, uspokajam: film wszystko przystępnie tłumaczy, z wyczuciem wmontowując sceny wykładowe w fabularne wydarzenia. Linklater potrzebuje naukowego kontekstu z dwóch powodów: po pierwsze, dla ukazania, że pomiędzy racjonalnym rozumieniem psychologicznych procesów, a wyciąganiem z nich konstruktywnych nauczek istnieją, cytując Mateusza Święcickiego, "prawdziwe latyfundia przestrzeni". Po drugie, by umocować głębokie zagubienie bohatera w czymś ponad scenopisarską fantazję. Ciągłe balansowanie między virgin Garym a chadem Ronem generuje problemy natury nie tylko logistycznej, ale wpływa na tożsamościową dezorientację – protagonista nie wiedząc kim jest, zapomina też, kim być powinien. 

Z jednej strony bierne zadowolenie spokojnym żywotem z dwoma kotami, z drugiej ekscytująca władza, buchający testosteron, piękna kobieta i samozaciskająca się pętla kłamstw na szyi. Dylemat tragiczny? To dodajcie do tego jeszcze niestabilnego emocjonalnie, niedoszłego-zabitego męża (Evan Holtzman) i kumpla z pracy (Austin Amelio), który metodami policyjnego śledczego zaczyna grzebać w życiu prywatnym. Linklater po Coenowsku zagęszcza sieć wzajemnych połączeń i sprzecznych motywacji, próbując zuniwersalizować dylemat głównego bohatera; pokazać, że wrodzoną, "prawdziwą" osobowość i odgrywaną rolę zawsze dzieli utajniona, łatwa do przeoczenia przepaść. Robi to jednak bez ambicjonalnego zadęcia, z właściwą dla obranego gatunku lekkością i toną komediowych atrakcji. 

Koniec końców "Hit Man" okazuje się zaskakująco odświeżającym "letniaczkiem"; bezpretensjonalnym filmem jak gdyby wprost wyjętym z lat 90. lub 00., czyli z czasów przed ukręceniem łba cudownemu nurtowi "romantycznego kina środka". Z jednym okiem zawieszonym na klasykach spod znaku "Pana i Pani Smith", drugim na kontestowaniu noirowych moralnych wniosków, powiedzmy, "Podwójnego ubezpieczenia", Linklater odwraca trendy nie tylko współczesnego, ale i własnego, autorskiego kina. Jeśli z niezależnej ścieżki stopniowo wkraczać w mainstream, to chyba tylko takimi niepozornymi błyskotkami.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones